W oczekiwaniu na cud
  • Paweł LisickiAutor:Paweł Lisicki

W oczekiwaniu na cud

Dodano:   /  Zmieniono: 

Nie pierwszy to raz i obawiam się nie ostatni przychodzi mi pisać o dziwności naszych czasów. Wszystko w nich zdaje się pomieszane. Mętlik taki, że naprawdę nieźle trzeba się wysilić, żeby zrozumieć, kto jest kim, kto kogo reprezentuje, kto w czyim imieniu naprawdę występuje, a kto jedynie pozoruje, udaje, w cudze szaty się przebiera, starych słów w nowym, osobliwym, całkiem niebywałym znaczeniu używa.

Doskonale to widać w polskiej polityce. W większości systemów demokratycznych media głównie patrzą na ręce rządzącym. To oczywiste. Kto ma władzę, ten decyduje o przywilejach, ten może kupować sobie poparcie. Zbyt silna władza skupiona w rękach jednej partii, jednej grupy, jednego towarzystwa łacno się wyradza, korumpuje; miast troszczyć się o interes wspólny, dba o swój jedynie i swoich popleczników. Wytwarza się wtedy oligarchia, w której wąska warstwa uprzywilejowanych korzysta z dóbr dla wszystkich. Nie ma to nic wspólnego z demokracją. Jest jej, powtarzam, wyrodnym dzieckiem, pasożytem, groźną chorobą. I przed takim właśnie zepsuciem miał i ma chronić system wolnych mediów.

Tymczasem w Polsce rzecz wygląda zgoła odwrotnie. Niektóre wielkie polskie media zachowują się tak, jakby rządziła opozycja. To jej poświęcają ciągłą uwagę. Węszą i sprawdzają, dopytują się i prześwietlają. Cokolwiek powie Jarosław Kaczyński, musi to być, z definicji niejako, głupie, puste, śmieszne lub niebezpieczne (czytelnik sam niech sobie wybierze właściwą opcję). Chce ponownych wyborów – znaczy, że niszczy demokrację. Gdy urządza demonstrację – najbardziej banalny pod słońcem element w systemie demokratycznym – słyszę, że chce podpalić państwo.

Opozycja miast korzystać ze swoistej taryfy ulgowej, jest w Polsce, odwrotnie, na cenzurowanym. Rzecz to niesłychana, a jednak większość tak już oswoiła się z tą sytuacją, że nawet specjalnie jej się nie dziwi. Najdrobniejszy błąd i słabość opozycji rozdymane są do niebotycznych rozmiarów; wpadka staje się katastrofą, gafa objawem szaleństwa, słabostka zdradzać ma ciągoty autorytarne. W cieniu takiej propagandy Polska może przekształcić się w oligarchię. Ciągle przestrzegając przed rzekomym niebezpieczeństwem – dojściem do władzy opozycji, wspierający władzę publicyści nie zauważają znacznie większego i prawdziwego niebezpieczeństwa, jakim jest system fasadowej demokracji.

Niemiłe to sprawy, wiem, z nastrojem świątecznym nie całkiem w parze idące. Cóż, prawa świata są jednak nieubłagane. Pozostaje wiara w odmianę. Cuda przecież się zdarzają, a Boże Narodzenie o tym przypomina.

Cały wywiad opublikowany jest w 51/2014 wydaniu tygodnika Do Rzeczy.

Czytaj także